Peking załadowany na Combi Dock III w Nowym Jorku

Legendarny bark Peking po 85 latach wrócił do Niemiec

Po 11 dniach rejsu przez Atlantyk czteromasztowy bark Peking dotarł do Europy. Podróż z Nowego Jorku do Niemiec odbył na pokładzie innego statku – ciężarowca typu flo-flo Combi Dock III. Przed legendarnym windjammerem teraz długi remont, a potem muzealna kariera.

 

Liczący ponad 106 lat Peking to jeden z najsłynniejszych żaglowców świata. Jest też jednym z największych – jego długość to 115,5 metra, czyli zaledwie 2 metry mniej od Sedova. Do macierzystego Hamburga powrócił po 85 latach. Wcześniej, przez cztery dekady był ozdobą Manhattanu, pełniąc rolę statku-muzeum. Z czasem jego stan techniczny pogorszył się na tyle, że niezbędny stał się generalny remont. Amerykanie nie mieli dostatecznych środków na ten cel, dlatego zdecydowali się oddać jednostkę stronie niemieckiej. Rząd naszych zachodnich sąsiadów zobowiązał się pokryć koszty gruntownej renowacji i skomplikowanego logistycznie przeprowadzenia Pekinga przez ocean. Ekspertyzy wykazały, że leciwy bark nie wytrzyma tak długiego rejsu o własnych siłach. W grę nie mogło więc wchodzić przeholowanie. Zdecydowano się na transport na pokładzie specjalistycznej jednostki Combi Dock III. To ciężarowiec typu flo/flo (float on/float off), z funkcją pływającego doku, przystosowanego do zanurzania się, by podjąć na pokład wielkogabarytowy ładunek – suwnicę, wieżę wiertniczą albo inny statek.

 

Peking wchodzi do doku ciężarowca Combi Dock III na redzie Nowego Jorku
Peking wchodzi do doku ciężarowca Combi Dock III na redzie Nowego Jorku / fot. Will Van Dorp – www.tugster.wordpress.com

 

Na pokładzie ciężarowca

7 września ubiegłego roku Peking pożegnał się z Manhattanem i przy asyście trzech holowników przeszedł do stoczni Caddell na Staten Island, w której rozpoczęły się przygotowania do oceanicznej podróży. Przed trawersem Atlantyku niezbędne było, m.in. zdemontowanie rej i kotwic. Na początku lipca do portu w Nowym Jorku dotarł Combi Dock III. By wprowadzić żaglowiec do jego doku, trzeba było poczekać na sprzyjające warunki pogodowe. 14 lipca na nowojorskiej redzie holowniki umieściły kadłub Pekinga nad zanurzonym ciężarowcem. Po wypompowaniu wody z doku, ustabilizowaniu i odpowiednim zabezpieczeniu barku, 20 lipca nietypowy transport wyruszył do Hamburga. Przejście Atlantyku trwało 11 dni. – Droga minęła nam bezproblemowo, przy dobrej pogodzie. Na trasie nie natrafiliśmy na wiatry silniejsze niż 6 stopni w skali Beauforta – relacjonuje Joachim Kaiser z fundacji Stiftung Hamburg Maritim, obecnego armatora jednostki.

 

Peking załadowany na Combi Dock III opuszcza Nowy Jork. W tle Manhattan.
Peking na pokładzie ciężarowca Combi Dock III opuszcza Nowy Jork / fot. Will Van Dorp – www.tugster.wordpress.com

 

Peking znów w domu

30 lipca Combi Dock III z Pekingiem na pokładzie, pokonawszy 7 tysięcy mil morskich, dotarł do Niemiec. Okazało się jednak, że wejście z marszu na Łabę jest niemożliwe, z uwagi na zbyt niski poziom wody w rzece. Rejs można było kontynuować dopiero 3 sierpnia. Tego dnia, w samo południe, wspierany przez dwa holowniki Peking wszedł do stoczni remontowej Peters Werft w Wewelsfleth, gdzie powitały go fajerwerki. Płynący w górę Elby żaglowiec już wcześniej wzbudzał nie lada sensację. Na brzegach gromadziły się tysiące osób, pragnących na własne oczy zobaczyć i pozdrowić legendarny statek po latach tułaczki powracający do domu.

 

 

Remont za 26 milionów euro

Przed Pekingiem teraz długotrwały, drobiazgowy remont, który zakończy się w 2020 roku. Otwarty dla zwiedzających statek ma być ozdobą hamburskiego Muzeum Portu. Efektem przeprowadzonych w stoczni prac będzie doprowadzenie jednostki do stanu z 1927 roku, gdy pełniła służbę jako żaglowiec towarowy. Odrestaurowany zostanie drewniany pokład i oryginalne ładownie, w których transportowano chilijską saletrę i inne sypkie towary. Na maszty powrócą reje – niektóre z nich to zachowane, oryginalne drzewce z epoki. Sprowadzenie i renowację historycznego barku sfinansuje niemiecki budżet federalny. Koszty szacuje się na 26 milionów euro, ale dokładną kwotę będzie można podać dopiero po rozpoczęciu prac. Statek nie przechodził gruntownego remontu od kilkudziesięciu lat, trudno więc przewidzieć, na jakie „niespodzianki” natrafią stoczniowcy, którym pomagać mają wolontariusze – członkowie stowarzyszenia przyjaciół Pekinga. Trzymamy kciuki, by obyło się bez większych kłopotów.

 

Historia Pekinga (którą opisaliśmy też w naszym majowym artykule – tutaj)

Gdy hamburscy stoczniowcy kładli stępkę pod budowę Pekinga, na morzach trwał już zmierzch żaglowców, wypieranych z handlowych szlaków przez parowce. Niemiecki armator F. Laeisz był jednym z ostatnich, który nie poddał się temu trendowi. Wiedział co robi. Na długich trasach między Europą i Ameryką Południową wielkie cztero- i pięciomasztowe barki, zwane pożeraczami wiatru (windjammers), okazywały się szybsze, a jednocześnie tańsze w eksploatacji. Jego latającą linię „P” (The Flying P-Line) obsługiwały więc wyłącznie żaglowce, którym tradycyjnie nadawano nazwy zaczynające się od litery „P”.

 

Peking dołączył do floty Laeiszów w 1911 roku. Powstał w słynnej stoczni Blohm und Voss (tej samej, która dwa lata wcześniej zbudowała fregatę Prinzess Eitel Friedrich, przemianowaną potem na Dar Pomorza). Na jego 4 masztach stawiono 32 żagle o łącznej powierzchni 4,1 tys. metrów kwadratowych. Dzięki temu jednostka mogła rozpędzić się do 18 węzłów – nawet wtedy, gdy jej ładownie wypełnione były pięcioma tysiącami ton towaru. Mimo imponujących rozmiarów (115 metrów długości całkowitej) do statek obsługiwała stosunkowo nieliczna – 31-osobowa – załoga która wszystkie czynności musiała wykonywać ręcznie. Peking nie posiadał bowiem ani silnika, ani też żadnych mechanicznych udogodnień. Wszystkie ewentualne naprawy musiały być wykonywane przez załogę podczas rejsu, nawet w największych sztormach, bo na przystanki w portach po drodze nie można było sobie pozwolić. To opóźniłoby dostarczenie towaru i wiązało ze stratami finansowymi. Czas był najważniejszy. Ważniejszy nawet niż bezpieczeństwo poszczególnych członków załogi. – Przepisy bezpieczeństwa? Nie było takiego pojęcia. Po prostu uważaj na siebie w każdej sytuacji, a wszystko będzie dobrze, to wszystko, co można było usłyszeć od kapitana – wspominał Irving Johnson – Amerykanin, który w 1929 roku zamustrował na jeden z rejsów i w jego trakcie nakręcił film dokumentalny.

 

Horn i ptasie odchody

Zwyczajowo Peking kursował drogą wokół  przylądka Horn pomiędzy Hamburgiem i Valparaiso w Chile, skąd przywoził… ptasie odchody, używane w Europie jako nawóz. Wraz z rozwojem przemysłu chemicznego, popyt na południowoamerykańskie guano spadał. Laeiszowie szukali więc innych rynków – wozili banany, jęczmień i pszenicę. Otwarcie Kanału Panamskiego sprawiło jednak, że eksploatacja żaglowców nawet na długich dystansach przestała się opłacać. Wycofanie Pekinga z żeglugi handlowej stało się kwestią czasu. W 1932 roku statek został sprzedany do Anglii. Zmieniono mu nazwę na Arethusa, przebudowano i zacumowano w Lower Upnor w hrabstwie Kent. Jego pokład stał się siedzibą szkoły dla chłopców, a na jej inaugurację przybył sam król Jerzy VI.

 

Pomocna dłoń z Ameryki

W latach 70. starzejącą się jednostkę planowano oddać na złom. Przed pocięciem na żyletki uchronili ją Amerykanie, a konkretnie Jack Aron. Biznesmen, który majątek zbił na handlu złotem i kawą, a sentyment do morza wyniósł z wojennej służby w US Navy, kupił żaglowiec za 70 tys. funtów, przywrócił mu pierwotną nazwę i sprowadził do Nowego Jorku. 23 listopada 1975 roku Peking zacumował przy nabrzeżu nr 16 na Dolnym Manhattanie. New York Times tak opisywał ten historyczny dzień: „Tankowce, promy i holowniki syrenami pozdrawiały przepływający żaglowiec, nad którym unosiły się helikoptery. O 9.45 statek pożarniczy postawił kurtynę wodną, którą rozwiewał wiatr, podczas gdy Peking dobijał do kei przy akompaniamencie wiwatujących gapiów i orkiestry grającej utwór „Anchors Aweigh”.” I tak czteromasztowy windjammer, choć wcześniej z Nowym Jorkiem nie miał nic wspólnego, stał się ważnym eksponatem mającego ambicje stworzenia kolekcji historycznych żaglowców South Street Seaport Museum. Pokład byłego statku Laeiszów rokrocznie odwiedzały tysiące turystów, a jego odbijające się w witrynach drapaczy chmur reje na cztery dekady wpisały się w panoramę Manhattanu.

 

Po remont do Niemiec

Z czasem stan techniczny Pekinga stopniowo się pogarszał, a budżet muzeum nie był w stanie udźwignąć kosztów kapitalnego remontu. Na domiar złego w 2012 roku bark ucierpiał podczas szalejącego w Nowym Jorku huraganu Sandy. Po raz drugi w historii jednostki groźba złomowania stała się bardzo realna. Na szczęście znów udało się uniknąć najgorszego. Tym razem pomocną dłoń wyciągnęli Niemcy, którzy od lat marzyli, by Peking wrócił do macierzystego portu w Hamburgu. W 2016 roku podpisano porozumienie, na mocy którego Amerykanie zgodzili się oddać statek za darmo, pod warunkiem pokrycia przez stronę niemiecką kosztów transportu i generalnego remontu.

 

Legendarne żaglowce

Oprócz Pekinga zachowały się jeszcze trzy windajammery należące niegdyś do Laeiszów.  Dwa z nich to dziś muzea: Pommern cumuje w Mariehamn na wyspach Alandzkich, a  bliźniak Pekinga – Passat w Travemunde. Jedyny, który wciąż pozostaje w czynnej służbie, to Padua, która po 2 wojnie światowej trafiła do Związku Radzieckiego i teraz znana jest pod nazwą Kruzenshtern.

 

Krzysztof Romański

15.08.2017 r.

 

Zobaczcie relację fotograficzną z podróży Pekinga do Niemiec:

Dodaj komentarz