Gorch Fock na Antarktydzie / fot. Deutsche Marine

Ciąg dalszy kłopotów niemieckiego żaglowca

Afera korupcyjna, bankructwo stoczni, niedotrzymane terminy i horrendalne koszty. Remont niemieckiego żaglowca szkolnego Gorch Fock przypomina serial katastroficzny. Czy legendarny okręt wróci jeszcze do służby?

 

Gorch Fock to dla Niemców żaglowiec-symbol. Zbudowany w 1958 roku w słynnej stoczni Blohm und Voss w Hamburgu, jako replika przedwojennej jednostki przejętej przez ZSRR w ramach reparacji wojennych. Był szkołą życia i morskiego rzemiosła dla pokoleń niemieckich marynarzy. Legendę jednostki budowały pamiętne rejsy (m.in. na Antarktydę) oraz uczestnictwo w wielkich zlotach i regatach. Nawet gdy pływał po dalekich oceanach, towarzyszył naszym zachodnim sąsiadom w codziennym życiu. W latach 1961-1990 żaglowiec był częstym gościem w ich portfelach. Można go bowiem było oglądać na odwrocie banknotów o nominale 10 marek.

 

Ostatnie lata to jednak nieustające pasmo kłopotów. W listopadzie 2010 roku, podczas postoju w brazylijskim porcie Salvador de Bahia, 25-letnia kadetka spadła z masztu i nie udało się jej uratować. Okoliczności tragedii wciąż wzbudzają kontrowersje. Skutkiem tego wydarzenia był bunt wśród kadetów – pierwszy we współczesnej historii niemieckiej marynarki! Większość z młodych marynarzy odmówiła wykonywania rozkazów komendanta, któremu zarzucono surowość i brak współczucia. W efekcie, w atmosferze skandalu, żaglowiec musiał przerwać rejs dookoła świata, wrócił do macierzystej Kilonii i do minimum ograniczył aktywność. Od 2015 roku w ogóle nie wychodził w morze. Rok później wszedł do stoczni na remont, który miał kosztować 10 milionów euro. W trakcie prowadzonych prac okazało się jednak, że kadłub jednostki jest w dużo gorszym stanie niż można było przypuszczać (zwłaszcza, że w 2000 roku przeprowadzono remont generalny). Odkrywano coraz to nowe uszkodzenia. W październiku 2016 roku remont został zawieszony, ponieważ koszt dalszych napraw oszacowano na 35 milionów euro. W styczniu 2017 roku szacunki te urosły nawet do 75 milionów euro! Wielu ekspertów zaczęło otwarcie kwestionować zasadność kontynuowania remontu. Argumentowano, że za dużo niższą kwotę można wybudować zupełnie nowy żaglowiec. Zresztą niejeden. Jako przykład podawano inny trzymasztowy bark podobnej wielkości – następcę Alexandra von Humboldta – którego budowa w 2011 roku kosztowała 15 milionów euro.

 

Gorch Fock pod pełnymi żaglami – w takiej formie okrętu nie oglądano od wielu lat.

 

Minął kolejny rok, a końca remontu wciąż nie było widać. Co gorsza, znów wzrosły koszty. I nie chodziło o kilkuprocentowe niedoszacowanie – ostatecznie doprowadzenie Gorch Focka do pełnej zdolności żeglugowej miało pochłonąć 135 mln euro! Stoczniowcy wskazywali, że do wymiany są pokłady i niemal całość zewnętrznego poszycia kadłuba.

 

Mimo wzmożonych protestów ze strony polityków opozycji, ministerstwo obrony zaakceptowało nowy kosztorys. Minister Ursula von der Leyen szybko ucięła wszelkie spekulacje: – To dla nas dużo więcej niż żaglowiec – powiedziała na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. – Za Gorch Fockiem stoi długoletnia tradycja i historia. To duma naszej marynarki i ambasador Niemiec na morzach świata. Dlatego zostanie wyremontowany i będzie pływał jeszcze długo po 2030 roku – deklarowała wywodząca się z partii CDU pani minister.

 

Remont jednak wciąż się przedłużał, a niemieccy kadeci kolejny sezon musieli praktykować na rumuńskiej Mircei, która jest bliźniakiem Gorch Focka. Pod koniec 2018 roku w Niemczech wybuchła afera korupcyjna. Władzom stoczni, w której odbywa się remont żaglowca, postawiono zarzuty malwersacji finansowych. Ujawniono, że dwóch członków zarządu poprzez współpracowników i członków rodzin, stworzyło sieć ponad 20 spółek, które współpracowały ze stocznią. Niektóre miały być zarejestrowane poza Unią Europejską – na Cyprze i w Mongolii. Szacuje się, że poprzez pożyczki, gwarancje i usługi świadczone pomiędzy zaangażowanymi w proceder firmami, z kasy stoczni wyprowadzono 20 milionów euro.

 

 

Gorch Fock pod pełnymi żaglami / fot. Ann-Kathrin Fischer – www.esys.org

 

Ministerstwo obrony nakazało wstrzymanie wszelkich prac remontowych do wyjaśnienia sprawy i jednocześnie zleciło audyt. Nowy zarząd stoczni Elsflether Werft zadeklarował wolę dokończenia remontu i przedstawił plan działania. Po zaledwie kilku dniach sprawowania rządów okazało się, że sejf przedsiębiorstwa świeci pustkami, a wszystkie środki z dotychczasowych transz przelewanych z ministerstwa zostały wydane. 20 lutego 2019 roku nowy prezes złożył więc wniosek o ogłoszenie upadłości stoczni.

 

Federalna minister obrony Ursula von der Leyen jest zdeterminowana, by remont Gorch Focka doprowadzić do końca. Przyznaje jednak, że scenariusz przewidujący wycofanie okrętu ze służby i budowę nowego był poważnie rozważany. Zadecydował argument, że na tym etapie oznaczałoby to stratę ponad 69 milionów euro, które już wydano na remont. Wobec ministerialnych gwarancji wypłaty kolejnych środków, 18 marca 2019 roku stoczniowcy wrócili do pracy. Według założeń, żaglowiec latem ma opuścić suchy dok (na ten cel stocznia może wydać nie więcej niż 11 milionów euro). Dalszy remont będzie prowadzony na wodzie, a jego koszt nie może przekroczyć dalszych 48 milionów euro. Gorch Fock ma być gotowy na powrót do regularnej służby przed sezonem 2020.

 

Politycy partii opozycyjnych nazywają takie podejście marnotrawstwem publicznych pieniędzy. Zauważają, że przez tego rodzaju wydatki, brakuje potem środków na to, by Bundeswehra mogła wypełniać zobowiązania wobec sojuszników w NATO.

 

Dwa Gorch Focki

Obecny Gorch Fock jest drugim w historii niemieckiej floty żaglowcem pod tym imieniem (wzięła się ono od pseudonimu pisarza-marynisty Johanna Willhelma Kinau). Pierwszy został zbudowany w 1933 roku w słynnej stoczni Blohm und Voss w Hamburgu (tej samej, w której powstał przyszły Dar Pomorza). Wraz z dwoma bliźniaczymi jednostkami o nazwach: Horst Wessel (obecnie to amerykański Eagle) oraz Albert Leo Schlageter (dziś portugalski Sagres) tworzył zespół szkolnych żaglowców niemieckiej Marynarki Wojennej. Pod koniec 2 wojny światowej stacjonującego w Stralsundzie Gorch Focka zatopiła własna załoga, która wolała, by okręt spoczął na dnie, niż wpadł w ręce nadchodzącej Armii Czerwonej. Na niewiele się to jednak zdało. Niecałe dwa lata później Sowieci podnieśli jednostkę z wody i po wyremontowaniu, wcielili do służby pod nazwą Towariszcz.

 

Gorch Fock I widziany od prawej burty
Gorch Fock I widziany od prawej burty / fot. K B Pagel

 

Gdy od zakończenia działań wojennych upłynęła już ponad dekada, odbudowująca się marynarka zachodnioniemiecka coraz dotkliwiej odczuwała brak żaglowca szkolnego. Podjęto więc decyzję o budowie nowej jednostki. Postanowiono jednak trzymać się sprawdzonych wzorców – w hamburskiej stoczni zamówiono nieco tylko zmodyfikowaną wersję pierwotnego Gorch Focka. Okręt wszedł do służby w 1958 roku. Jest trzymasztowym barkiem o długości całkowitej 89,32 metrów.

 

Gorch Fock I (trzeci z lewej, wówczas pod nazwą Towariszcz) i Gorch Fock II (czwarty z lewej) przy jednej kei w Gdyni. Operacja Żagiel 1974.

 

Co ciekawe, oba żaglowce spotkały się w 1974 roku w Gdyni podczas Operacji Żagiel. Nowy Gorch Fock stanął wówczas przy jednej kei ze swoim poprzednikiem – dumnie noszącym banderę z sierpem i młotem – Towariszczem. Dziś Towariszcza już nie ma. Po rozpadzie Związku Radzieckiego przeszedł na własność Ukrainy, ale wobec braku funduszy, stopniowo popadał w ruinę. Uratowali go… Niemcy ze Stowarzyszenia Przyjaciół Żaglowców, którzy zakupili jednostkę, przeprowadzili na specjalnej barce do Stralsundu, wrócili do pierwotnej nazwy i urządzili na nim muzeum. A spora grupa pasjonatów wciąż żywi nadzieje na przywrócenie go do pełnej żeglowności.

 

Krzysztof Romański

30.03.2019 r.
Fotografia w nagłówku: Bundeswhr

Dodaj komentarz