Czy Irlandia doczeka się własnego żaglowca?

W Dzień Św. Patryka – narodowe święto Irlandii – warto przypomnieć sylwetkę najsłynniejszego irlandzkiego żaglowca. Zielony niczym zielona wyspa Asgard II był regularnym uczestnikiem regat i zlotów.  Był, bo przed niemal 9 laty zatonął.

 

Asgard II został zbudowany w 1981 roku według projektu Jacka Tyrrell’a w małej stoczni w Arklow. Był niewielką, dwumasztową brygantyną o długości całkowitej prawie 33 metrów. Powstanie żaglowca finansowało Ministerstwo Obrony, które przekazało jednostkę pod egidę stowarzyszeń zajmujących się wychowaniem morskim młodzieży. Pierwszym armatorem zostało więc Coiste an Asgard, a następnie Sail Training Ireland.

Statek nazwano na część historycznego jachtu Asgard, słynnego dzięki brawurowej akcji z 1914 roku. Pod pokładem jednostki przeszmuglowano wówczas broń z Niemiec do Dublina, by doposażyć powstałą rok wcześniej Irlandzką Armię Obywatelską (późniejszą Irlandzką Armię Republikańską). Dziś ten 16-metrowy jacht można oglądać w budynku jednego z dublińskich muzeów.

Asgard II każdego roku odbywał liczne rejsy z irlandzką młodzieżą po Morzu Północnym i Irlandzkim. Zimy często spędzał na Wyspach Kanaryjskich, daleko od chłodnego portu macierzystego w Dublinie. Miał też na swoim koncie jeszcze dalsze wyprawy – w 1985 roku przepłynął Atlantyk i odwiedził USA, a w 1987 roku dotarł do Australii. To była niezwykle sentymentalna podróż, śladami tysięcy Irlandczyków zesłanych karnie na antypody w XIX i XX wieku. W skład stałej załogi statku wchodziło 5 osób. Dodatkowo zamustrować mogło 20 pasażerów.

 

Zielony kadłub był wyróżnikiem Asgarda II / fot. Wikipedia

 

Drewniany Asgard II z kadłubem pomalowanym na zielono szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych na świecie. Jego ozdobą był galion, przedstawiający legendarną XVI-wieczną piracką „królową” Gráinne O’Malley. Statek regularnie brał udział w The Tall Ships Races, a jego radosna załoga podbijała serca publiczności w każdym porcie. Tak było też podczas pobytów w Polsce. W 2003 roku brygantyna przypłynęła na zlot żaglowców do Gdyni, a cztery lata później do Szczecina. Kolejne odwiedziny w naszym kraju miały się zdarzyć w 2009 roku – w trakcie następnego Tall Ships Races w mieście z morza i marzeń. Niestety, 11 września 2008 roku, krótko po północy będący w rejsie z Falmouth do francuskiego La Rochelle Asgard II zaczął nabierać wody. Pogoda była dobra, nikt na pokładzie nie poczuł żadnego uderzenia, jednak przeciek stawał się coraz większy. Szybko stało się jasne, że statkowe pompy nie dadzą sobie rady z odprowadzeniem wlewającej się do środka wody. Kapitan zarządził więc ewakuację. Całe szczęście działo się to stosunkowo blisko brzegu – zaledwie 20 mil – w dodatku na uczęszczanym szlaku zatoki Biskajskiej, dlatego pomoc nadeszła bardzo szybko. Na miejsce tragedii przyszły dwa statki, które przebywały w pobliżu, i dwie łodzie ratownicze. Wszyscy członkowie feralnego rejsu przeżyli, zaś pozostawiony na pastwę fal Asgard II zatonął około godziny 4 nad ranem.

Śledztwo nie wskazało konkretnych powodów katastrofy. W raporcie napisano, że najprawdopodobniej nastąpiło zderzenie z podwodnym obiektem. Co to mogło być? Nie wiadomo do dziś. Prawdą jest jednak, że Asgard II posiadał tylko jedno poszycie, a już dobrych kilka lat przed wypadkiem zalecano, by na drewnianych jednostkach dla bezpieczeństwa montować drugie.

 

Asgard II pod pełnymi żaglami / fot. Żeglarz

 

Po tym, jak towarzystwo ubezpieczeniowe wypłaciło 3,8 mln euro odszkodowania, szybko podniosły się głosy, by statek, który spoczął na głębokości około 80 metrów wydobyć i wyremontować. Czas naglił – chodziło o to, by zdążyć przez zbyt dużym postępem podwodnych uszkodzeń. Ministerstwo Obrony nie wyraziło jednak zgody na finansowanie akcji. Urzędnicy przestraszyli się łatki „żaglowca, który zatonął”. Argumentowali, nie bez racji, że ciężko będzie przekonać rodziców, że ich dzieci są bezpieczne na jednostce, która ma w CV doświadczenie pójścia na dno.

 

„Astrid” zatopiona w pobliżu Kinsale / fot. Court Richards

 

I tak już mija dziewiąty rok, gdy Irlandia pozbawiona jest własnego flagowego żaglowca. Pomysł, by zbudować Asgard III – już jako stalową barkentynę na bazie planów Spirit of New Zealand – pojawił się kilka lat temu. Problemem są oczywiście fundusze. W międzyczasie, by się szkolić, irlandzka młodzież musi zdać się na wynajmowanie pokładów zagranicznych jednostek. Pech jednak nie odpuścił. Dwa lata po katastrofie Asgarda II jacht Lord Rank z 6-osobową załogą, której połowę stanowili dziennikarze lokalnego radia, wszedł na skały i zatonął. Natomiast w 2013 roku w pobliżu Kinsale wichura zniosła na stromy brzeg dwumasztowy holenderski bryg Astrid, wyczarterowany przez… Irlandczyków w celu organizacji rejsów dla młodzieży.

Z okazji narodowego święta Irlandii życzymy, by zła passa żeglarstwa spod znaku czterolistnej koniczyny odmieniła się i by Irlandczycy jak najszybciej mogli cieszyć się nowym szkolnym żaglowcem – godnym następcą Asgarda II.

Krzysztof Romański

17.03.2017 r.

 

Dodaj komentarz