Pół wieku po historycznym dla polskiego żeglarstwa rejsie, Generał Zaruski ponownie wyruszył na Spitsbergen. Wyprawa ma potrwać 101 dni.
Krzysztof Romański, 30.06.2025 r.
Po długich, wielomiesięcznych przygotowaniach, w poniedziałkowe popołudnie, 30 czerwca, gdański kecz oddał cumy, zostawił za rufą swoją bezpieczną przystań na Ołowiance i ruszył na daleką północ. Prowadzony przez kapitana Marcina Dobrowolskiego (później zmienią go Adam Walczukiewicz i Jerzy Jaszczuk) statek odwiedzi łącznie 10 portów i 5 polskich stacji polarnych. Załogę na tym etapie tworzy młodzież z Gdańskiej Szkoły pod Żaglami, która obchodzi mały jubileusz – to jej dziesiąta edycja. Co ciekawe, jednym z oficerów jest dziennikarz naukowy Tomasz Rożek.
Jak 50 lat temu
Generał Zaruski płynie swoimi śladami sprzed 50 lat. Wówczas, w 1975 roku, wyprawa na Spitsbergen była przedsięwzięciem pionierskim. Kecz jako pierwszy polski żaglowiec dotarł bowiem do stacji badawczej na Hornsund. Statkiem dowodził kapitan Andrzej Rościszewski, pierwszym oficerem był Janusz Zbierajewski, natomiast załogę stanowili młodzi podopieczni warszawskiego Pałacu Młodzieży, którzy do rejsu przygotowywali się cały rok. Odbywali stacjonarne szkolenia takielarskie i bosmańskie, a jesienią 1974 roku popłynęli w kwalifikacyjny rejs na Zaruskim.
6 lipca 1975 roku żaglowiec wyruszył w epicką podróż.
Czternastego dnia żeglugi, w czwartek 24 lipca, rozległ się tak długo oczekiwany okrzyk wachtowego: <<Góry lodowe z prawej!>> Było to na szerokości 75 st. 55 min. N – piszą Aleksander Kaszowski i Zbigniew Urbanyi w książce „Polskie jachty na oceanach”.
Widok tylko rozochocił młodą załogę, która kontynuowała rejs północnym kursem.
– 25 lipca o godzinie 2.10 ujrzeli przed dziobem ogromne pole lodowe, o 3.30 zaś mgła jeszcze bardziej zgęstniała. Płynęli wolno na samym foku przez długich osiemnaście godzin. Chwilami mgła była tak gęsta, że widoczność spadała do 50 metrów. Mokry, oślepiający całun, a w nim ślepy żaglowiec bez radaru z 27 ludźmi na pokładzie, balansujący blisko zdradliwych lodów – relacjonuje wspomniany duet dziennikarski.
Kulminacyjny moment wyprawy miał miejsce 4 sierpnia o godzinie 0540.
– Celem było osiągnięcie możliwie maksymalnej szerokości, zbliżenie się do bieguna. Jacht znalazł się na pozycji 80 st. 34 min. N i 15 st. 41 min. E. (…) Tutaj, tak daleko na północnych krańcach globu Polacy bili swoje polarne rekordy żeglarskie – podsumowują autorzy „Polskich jachtów na oceanach”.
Ogółem, w ciągu 56 dni rejsu Generał Zaruski przemierzył 5270 mil morskich. Zawinął m.in. do Longyearbyen w archipelagu Svalbard i na Wyspę Niedźwiedzią. Do Gdyni powrócił 31 sierpnia 1975 roku.
Prawie dwa razy dłużej
W tym roku podróż potrwa niemal dwa razy dłużej. Pierwszy etap zakończy się 26 lipca na Spitsbergenie. Potem na statek wsiądą naukowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego i Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk w Sopocie. Do 10 sierpnia pod żaglami Zaruskiego realizować będą badania tamtejszego akwenu. W rejsie powrotnym wezmą udział żeglarze z wolnego naboru. Jednostka przemierzy trasę
- Longyearbyen – Tromsø (11-26 sierpnia),
- Tromsø – Ålesund (28 sierpnia – 10 września),
- Ålesund – Stavanger (11-20 września),
- Stavanger – Oslo (22-29 września),
- Oslo – Gdańsk (1-8 października).
Krzysztof Romański
30 czerwca 2025 r.
Zdjęcie w nagłówku: Krzysztof Romański