Najsłynniejszy niemiecki żaglowiec Gorch Fock trafił na banknot. Wizerunek trzymasztowego barku pojawił się na awersie wydanego przez Europejski Bank Centralny biletu płatniczego o nominale… zero euro.
Kolekcjonerskie banknoty o nominałach zero euro zdobywają coraz większą popularność jako projekty promocyjne miast i znanych muzeów. Z inicjatywą wyszedł francuski przedsiębiorca Richard Faille, który przekonał do pomysłu Europejski Bank Centralny. W 2015 roku pierwsze „zerówki” pojawiły się w Marsylii i Paryżu. Każda z nich na awersie pokazuje charakterystyczny dla danego miasta obiekt. Oprócz nietypowego nominału banknoty wyglądają jak standardowe, będące w regularnym obiegu euro. Posiadają wszystkie właściwe numery seryjne, podpisy oraz zabezpieczenia – znaki wodne i hologramy. Są zresztą przez EBC honorowane. Pomysł okazał się tak dużym sukcesem, że szybko wyszedł poza granice Francji. „Własne” banknoty chciały mieć, m.in.: Amsterdam, Bruksela, Hamburg i Monachium. Ostatnio do tego grona dołączyła Kilonia, która za swój najbardziej rozpoznawany symbol uznała żaglowiec szkolny niemieckiej marynarki wojennej Gorch Fock. Sylwetka trzymasztowego barku trafiła na banknot, którego pierwszy nakład w liczbie 5000 egzemplarzy błyskawicznie rozszedł się wśród kolekcjonerów. Natychmiast zorganizowano więc dodruk dodatkowych 30 tysięcy.
To, że banknot nie ma żadnej siły nabywczej, nie oznacza, że jest bez wartości. Przeciwnie. W centrum informacji turystycznej w Kilonii jeden egzemplarz można kupić za 2,5 euro. Istnieje też możliwość zamówienia przez internet. Gdy wyczerpie się nakład, pozostają portale aukcyjne, ale na nich już teraz ceny za sztukę osiągają nawet kilkanaście euro. Warto dodać, że dla Gorch Focka nie jest to banknotowy debiut. W latach 1961-1990 można go było oglądać na odwrocie 10 zachodnioniemieckich marek.

Remont za 75 milionów euro
A co słychać u prawdziwego Gorch Focka? Żaglowiec już drugi rok przebywa w suchym doku w Bremerhaven, gdzie przechodzi gruntowny remont za niebagatelną kwotę 75 milionów euro (płatnych banknotami o wyższych nominałach niż te z wizerunkiem okrętu). Jednostka ma być gotowa w drugiej połowie 2018 roku, co oznacza, że niemieccy kadeci kolejny sezon będą musieli korzystać z innego żaglowca. W ubiegłym roku rejsy szkoleniowe odbyli na bliźniaczym rumuńskim barku Mircea. Decyzji o tym, na jaki pokład zamustrują w tym sezonie dowództwo Bundesmarine jeszcze nie podjęło.
Dwa Gorch Focki
Obecny Gorch Fock jest drugim w historii niemieckiej floty żaglowcem pod tym imieniem (wzięła się ono od pseudonimu pisarza-marynisty Johanna Willhelma Kinau). Pierwszy zbudowano w 1933 roku w słynnej stoczni Blohm und Voss w Hamburgu (tej samej, w której powstał przyszły Dar Pomorza). Wraz z dwoma bliźniaczymi jednostkami o nazwach: Horst Wessel (obecnie to amerykański Eagle) oraz Albert Leo Schlageter (dziś portugalski Sagres II) tworzył zespół szkolnych żaglowców niemieckiej Marynarki Wojennej. Pod koniec 2 wojny światowej stacjonującego w Stralsundzie Gorch Focka zatopiła własna załoga, która wolała, by okręt spoczął na dnie, niż wpadł w ręce nadchodzącej Armii Czerwonej. Na niewiele się to jednak zdało. Niecałe dwa lata później Sowieci podnieśli jednostkę z wody i po wyremontowaniu, wcielili do służby pod nazwą Towariszcz.

Gdy od zakończenia działań wojennych upłynęła już ponad dekada, odbudowująca się marynarka zachodnioniemiecka coraz dotkliwiej odczuwała brak żaglowca szkolnego. Podjęto więc decyzję o budowie nowej jednostki. Postanowiono jednak trzymać się sprawdzonych wzorców – w hamburskiej stoczni zamówiono nieco tylko zmodyfikowaną wersję pierwotnego Gorch Focka. Okręt wszedł do służby w 1958 roku. Jest trzymasztowym barkiem o długości całkowitej 89,32 metrów. Co ciekawe, oba żaglowce spotkały się w 1974 roku w Gdyni podczas Operacji Żagiel. Nowy Gorch Fock stanął wówczas przy jednej kei ze swoim poprzednikiem – dumnie noszącym banderę z sierpem i młotem – Towariszczem. Dziś Towariszcza już nie ma. Po rozpadzie Związku Radzieckiego przeszedł na własność Ukrainy, ale wobec braku funduszy, stopniowo popadał w ruinę. Uratowali go… Niemcy ze Stowarzyszenia Przyjaciół Żaglowców, którzy zakupili jednostkę, przeprowadzili na specjalnej barce do Stralsundu, wrócili do pierwotnej nazwy i urządzili na nim muzeum. Spora grupa pasjonatów wciąż żywi nadzieje na przywrócenie go do pełnej żeglowności.