Mawiał, że wszystko zaczyna się od marzeń. Nie bał się marzyć i swoich marzeń realizować. Dzięki temu udało mu się zbudować jacht i opłynąć nim świat. 28 stycznia br. zmarł kapitan Jerzy Wąsowicz. Miał 80 lat.
Krzysztof Romański, 29.01.2025 r.
Jest wiosna 1983 roku. Przystań Akademickiego Klubu Morskiego w gdańskich Górkach Zachodnich. Na nabrzeżu, wyciągnięta z wody stoi pusta skorupa drewnianego kutra rybackiego. Na dziobie brakuje kilku planek. W środku, oparty o stalowe wręgi siedzi mężczyzna w średnim wieku. Zadumany, obojętnym wzrokiem wpatruje się w burtę. W głowie kołacze mu tysiąc myśli. Zastanawia się, czy dobrze zrobił kupując jednostkę od emerytowanego rybaka dwa lata wcześniej. Nie sądził, że jej przebudowa na żaglowiec będzie procesem tak kosztogennym i żmudnym. Na domiar złego, niedawno spalił się hangar, w którym trzymał sprzęt potrzebny do remontu. Spłonął m.in. silnik, bączek i elementy takielunku. Jakby tego było mało, właśnie stracił pracę. „A może rzucić to wszystko i zająć się czymś poważnym?” – w myślach pytał sam siebie. I pewnie by tak zrobił, gdyby nie rozmowa, którą usłyszał na zewnątrz.
Po nabrzeżu spacerowała para młodzieniaszków. Przechodząc obok kadłuba z drwiną skwitowali:
– Patrz! Kolejny wariat, któremu się wydaje, że zbuduje sobie jacht.
– Jak wrócimy tu za 10 lat to ten wrak jeszcze tu będzie.
W mężczyźnie się zagotowało. W pierwszej chwili chciał chłopakom wykrzyczeć prosto w twarz, co o nich myśli. Zamiast tego wziął głęboki oddech i policzył do pięciu. Po chwili powiedział do siebie:
Tak? To ja wam pokażę.
Człowiekiem siedzącym w kutrze był Jerzy Wąsowicz, który od tamtej chwili postanowił nie przejmować się przeciwnościami. Miał marzenie, które konsekwentnie, swoim tempem zamierzał zrealizować. Dołączył do niego przyjaciel Andrzej Sochaj. Razem było łatwiej – zarówno marzyć, jak i na nowo zbierać sprzęt niezbędny do remontu. Pracę nad projektem żaglowca zaczął Bernard Korybalski.

W 1989 roku żona Jerzego Wąsowicza – Wanda – ochrzciła przebudowaną jednostkę nadając jej imię Antica. Na pokładzie 15-metrowego kecza gaflowego kapitan razem z Andrzejem Sochajem ruszył w świat. W załodze na różnych etapach towarzyszył im Mirek Wąsowicz, syna armatora, i liczne, zmieniające się grono żeglarzy i żeglarek z wielu krajów. Okołoziemski rejs miał trwać cztery lata, rozciągnął się na sześć (1991-1997). Tak wiele ciekawego było do zobaczenia. Tak dużo ludzi spotkanych po drodze chciało, by jacht i jego załoga zostali z nimi trochę dłużej. Antica zaniosła polską banderę w tak egzotyczne miejsca jak wyspy Pacyfiku jak: Espiritu Santu, Vanuatu, Papua Nowa Gwinea czy Kiri-Kiri. Odwiedziła też skupiska Polonii – Stany Zjednoczone, Australię, Nową Zelandię – wszędzie wzbudzając entuzjazm i patriotyczne wzruszenia. W etapowym rejsie z Gdańska do Gdańska Antica przemierzyła 60 840 mil morskich.
W kolejnych latach kapitan Wąsowicz kontynuował żeglugę – opłynął Amerykę Południową z trawersem Przylądka Horn (1998-2000), eksplorował Atlantyk i Karaiby. Podczas rejsów był ambasadorem Polski i Gdańska, do czego upoważniał go List Morski, wydany przez prezydenta Pawła Adamowicza. Promował też m.in. żeglarskie Zloty Oldtimerów w Gdańsku, których był inspiratorem i organizatorem. Antica, choć niepozorna, stała się słynna i udowodniła dzielność w najtrudniejszych oceanicznych warunkach. A sam kapitan obsypywany był nagrodami: Kolosem, Conradem, Medalem im. Leonida Teligi, Nagrodą Rejs Roku. Swoje przygody i przemyślenia opisywał w książkach, m.in. wydanej w 2008 roku pozycji „Antica. Spełnione Marzenia”.
Jerzy Wąsowicz imponował opanowaniem, otwartością na ludzi, poczuciem humoru, etykietą i wiedzą żeglarską. Zmarł 28 stycznia 2025 roku. Miał 80 lat.
Historia Antiki zaczęła się w 1953 roku w Ustce. Jednostka pływała najpierw jako żaglowo-motorowy kuter rybacki KU-135, a potem przez 25 lat jako WSG-25. Jego bazą były Górki Wschodnie – dziś w tym miejscu już dawno nie łowi się ryb. Po zakończeniu kariery rybackiej, w 1981 roku jednostkę kupił Jerzy Wąsowicz i własnym sumptem przebudował na jacht oceaniczny o długości całkowitej 15 metrów.
Znałem kapitana. RIP.
wielka strata wspaialy przyjazny przesympatyczny pieknie opowiadal wielki choc skromny zeglarz.Mozna go bylo tylko bardzo lubic.Amyslalam ze moze z nim poplyne jeszcze na Antice .Skladam kondolencje rodzinie .Wielka strata