Santa Maria Manuela znów łowi dorsza

Historia zatoczyła koło. Czteromasztowy szkuner Santa Maria Manuela, który wybudowano jako żaglowiec rybacki, po latach znów wybrał się na połów dorsza. Tym razem był to jednak rejs typowo turystyczny.

 

Po zakończeniu tegorocznej edycji The Tall Ships Races Santa Maria Manuela zamiast na macierzystą Maderę wzięła kurs na norweskie fiordy. Osoby, które wykupiły miejsce na ten rejs, oprócz prawdziwie żeglarskiej przygody i wspaniałych widoków, miały okazję zakosztować czegoś niezwykłego – na własnej skórze przekonać się, jak trudny był kiedyś żywot rybaka.

 

Tak kiedyś odbywały się połowy dorsza / fot. Vesa Aaltonen

 

Przez lata Sanat Maria Manuela była częścią słynnej portugalskiej białej floty, której jednostki służyły do połowu dorsza u wybrzeży Nowej Fundlandii. Stąd charakterystyczny kształt kadłuba z wysokim dziobem, szeroką rufą i obniżoną na środku burtą. To ułatwiało ładowanie złowionych ryb na pokład. Załoga Santa Marii Manueli liczyła wówczas 72 członków. Większość z nich – aż 54 osoby – stanowili rybacy, którzy po dotarciu na łowisko, przy dobrej pogodzie, przesiadali się do mniejszych, wyposażonych we wiosła i niewielki żagiel, łodzi zwanych „dories”. To z ich pokładów odbywały się właściwe połowy z użyciem wędek i haczyków. Rybacy dryfowali nieraz po kilka dni. W poszukiwaniu ryb oddalali się od statku-bazy na wiele mil. Gdy łodka wypełniała się dorszami, mogli wracać na żaglowiec, by wyładować połowy. Potem trzeba je było oczyścić, wyfiletować, posolić i zamrozić. Po kilku tygodniach pobytu na łowisku, gdy w ładowniach robiło się ciasno od mrożonej ryby, statek mógł wracać do Portugalii.

 

Rybackie łódki zwane dories / fot. Vesa Aaltonen / źródło: Santa Maria Manuela

 

Teraz, w XXI wieku, na Santa Marii Manueli postanowiono odświeżyć tradycję. Na miejsce połowów wybrano jednak drugą stronę północnego Atlantyku. Zamiast na Nowej Fundlandii, maleńkie łodzie zwodowano na wodach na wysokości norweskiego miasta Tromso. Cztery „dories”, które trzymane są na pokładzie Santa Marii Maueli jako eksponaty pokazywane zwiedzającym, znów ruszyły na dorszowe łowy. Każdy chętny mógł spróbować swoich sił. Połów okazał się całkiem udany. Udało się złowić kilkadziesiąt kilogramów ryb. Gdy zmęczeni, ale usatysfakcjonowani turyści zeszli na ląd, żaglowiec znów popłynął na łowisko. Tym razem cel był poważniejszy.

 

–  Po zmianie załogi na pokład zaokrętowali filmowcy, by nakręcić fabularyzowany dokument o portugalskiej białej flocie. Aby mieć pewność, że kadry będą wyglądały autentycznie, przed rozpoczęciem zdjęć kupiliśmy 2 tony dorsza, które jak za dawnych lat wypełniły pokład naszego żaglowca – opowiada Nigel Beacham – dyrektor ds. rozwoju i marketingu Santa Marii Manueli.

 

Historia Manueli

Czteromasztowy szkuner Santa Maria Manuela zbudowano w Lizbonie w 1937 roku, w rekordowym czasie 62 dni. Stal, z której powstały kadłuby Santa Marii Manueli i siostrzanej Creouli była przeznaczona pod budowę dwóch okrętów wojennych. Militarnego zamówienia ostatecznie nie zrealizowano, jednak najwyższej jakości surowiec się nie zmarnował. Na jednostkach, które z niego stworzono zamiast dział zainstalowano maszty, a maskujące szare barwy zastąpiła biel.

 

Santa Maria Manuela z reguły pływała na silniku z jednocześnie postawionymi żaglami, osiągając szybkość maksymalną 13 węzłów. Dzięki temu przeloty na trasie z północnego Atlantyku do Portugalii nie trwały dłużej niż 10 dni, co gwarantowało, że złowione ryby trafią do odbiorców świeże.

 

Na łowy! / fot. Vesa Aaltonen / źródło: Santa Maria Manuela

 

Pod koniec lat 60. żaglowce na łowiskach zaczęły być wypierane przez jednostki o napędzie motorowym. Przebudowano też Santa Marię Manuelę, która pozbawiona masztów, z dodaną tylną nadbudówką, wyglądała jak typowy statek handlowy. Na początku lat 90., po kilku dyplomatycznych „wojnach dorszowych”, a także przetrzebieniu populacji ryb, zaprzestano połowów u wybrzeży Nowej Fundlandii. Nikomu niepotrzebny statek zacumowano w porcie Aveiro, gdzie przez lata niszczał, aż w 2007 roku został zakupiony przez firmę Pascoal & Filhos. Jej współwłaściciel Anibal Paiao był uczuciowo związany z portugalską białą flotą, gdyż zarówno jego dziadek, ojciec, jak i wuj byli kapitanami jej jednostek.

 

fot. Santa Maria Manuela

 

Żmudne prace nad rewitalizacją Santa Marii Manueli trwały trzy lata. Statek został wyremontowany i odrestaurowany według oryginalnych planów z 1937 roku. Od maja 2010 roku pływa jako jednostka szkolna. Ma już za sobą sentymentalną podróż do Nowej Fundlandii. Regularnie też uczestniczy w regatach The Tall Ships Races. W listopadzie 2016 roku statek został kupiony przez Recheio Cash and Carry, jedną ze spółek grupy Jeronimo Martins (właściciela m.in. sieci sklepów Biedronka). Nowy właściciel przeniósł port macierzysty statku na Maderę.

 

Pierwsza w historii wizyta Santa Marii Manueli w Polsce miała miejsce w 2014 roku. Żaglowiec był jedną z gwiazd Operacji Żagle Gdyni. W 2017 roku szkuner wziął udział w The Tall Ships Races w Szczecinie, który potem odwiedził jeszcze na jeden dzień, o czym pisaliśmy tutaj.

 

Krzysztof Romański

15.09.2018 r.
Zdjęcie w nagłówku: Vesa Aaltonen / źródło: Santa Maria Manuela

 

Zobaczcie więcej zdjęć z połowów na szkunerze Santa Maria Manuela:

Dodaj komentarz