Symbole Naszych Marzeń. Recenzja książki Tomasza Maracewicza

Takiej książki jeszcze nie było. Tomasz Maracewicz stworzył dzieło niemal kompletne, godne jubileuszu stulecia polskich żaglowców. Chwała autorowi, że zwrócił uwagę na tę rocznicę, ubrał ją w szaty ponad siedmiuset stron, z których płynie jednoznacznie optymistyczny wniosek – mamy jako naród czym się chwalić!

 

Krzysztof Romański, 21.05.2022 r.

 

 

Rzadko się zdarza, by zawodowiec, oprócz biegłości w swoim fachu, władał piórem na tyle sprawnie, by lektura jego opowieści płynęła niczym najlepszy rejs. W przypadku Tomasza Maracewicza tak właśnie jest. Autor to żeglarz z ogromnym bagażem praktyki. Pływał na Zawiszy Czarnym, zdarzały mu się rejsy na Fryderyku Chopinie, a od kilku lat jest pierwszym oficerem Daru Młodzieży, na którym m.in brał udział w okołoziemskiej podróży. Do wiedzy profesjonalnej dokłada lekkość pisania. Potrafi wciągnąć i zaintrygować czytelnika z finezją godną najpoczytniejszego powieściopisarza. Od pierwszych wersów odbiorca czuje, że autor wie, o czym pisze. To niebagatelny atut Symboli naszych marzeń.

 

Czy można na nowo opowiedzieć historie opisywane już wielokrotnie i nie wpaść w pułapkę szablonowości? Tomasz Maracewicz pokazuje, że można. Książka w dużej mierze traktuje o – wydawałoby się – doskonale znanych wydarzeniach z dziejów polskich żaglowców, choćby pionierskiej podróży Lwowa na południową półkulę, rejsu dookoła świata Daru Pomorza, czy zwycięskich dla białej fregaty regat Operacji Żagiel 1972. Autor jednak nie poszedł na skróty – jego opowieść poprzedziły studia źródeł i rozmowy z uczestnikami (o ile oczywiście było to jeszcze możliwe), dzięki czemu otrzymaliśmy kompleksowe, wiarygodne relacje. Świetnie, że dotychczas rozproszone opisy najważniejszych dokonań polskich żaglowców i ludzi na nich pływających znalazły się w jednym miejscu. Ale, w moim mniemaniu, największy kapitał książki to spisanie dziejów najnowszych, które w literaturze marynistycznej były dotychczas praktycznie nieobecne. Do dziś nie powstała książka opowiadająca np. o podróży Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami dookoła Ameryki Południowej albo Rejsie Niepodległości (nie liczę tu świetnego skądinąd albumu ze zdjęciami, okraszonego zapiskami komendantów, wydanego przez Uniwersytet Morski w Gdyni).

 

Wielkim walorem książki są znakomicie przygotowane zdjęcia. Pozycja osiąga wyżyny sztuki edytorskiej. A do fantastycznych fotografii (wiele z nich publikowanych jest po raz pierwszy) dokłada ciekawy, spójny projekt graficzny. To sprawia, że Symbole naszych marzeń z przyjemnością się ogląda i trzyma w dłoniach. Warto było poczekać z wydaniem (pierwsze plany mówiły o jesieni 2021 roku), by dać sobie czas na dopracowanie detali.

 

Tomasz Maracewicz stworzył książkę niemal idealną. Niemal, bo opowieść pomija zupełnie dzieje kilku ważnych żaglowców, jak choćby Kapitana Głowackiego (a przecież to jednostka klasy A), którego błyskotliwe zwycięstwo w regatach The Tall Ships Races 2014 zaskoczyło cały żaglowcowy świat, czy Zewu Morza, który wszak opłynął Ziemię. Autor ma tego świadomość, o czym wspomina we wstępie, niemniej obraz stulecia polskich żaglowców bez tych statków wydaje się niepełny. Szkoda również, że w książce zabrakło choćby słowa o Baltic Beauty, jednostce spełniającej kryteria żaglowca, którymi posługuje się autor. Ex-brygantyna, a teraz szkuner, ma 40 metrów długości, na jego flagsztoku biało-czerwona powiewa od 2019 roku, a właściciele starają się krzewić idee sail trainingu na przekór przeciwnościom.

 

Jedno jest pewne. Pozycji takiej, jak Symbole naszych marzeń brakowało na naszym marynistycznym rynku wydawniczym. Mam jednak nadzieję, że książka przebije się poza wąską bańkę zainteresowanych sprawami morza, bowiem – jak wspomniano we wstępie – opowiada o zagadnieniu, którym jako naród możemy się chwalić. Symbole naszych marzeń można przeczytać od deski do deski, ale – co szczególnie polecam – warto smakować ją niewielkimi łykami, kosztując jak najlepsze wino.

 

Krzysztof Romański

21.05.2022 r.

 

 

Dodaj komentarz