29. edycja gdańskiego Baltic Sail zostanie zapamiętana jako najbardziej deszczowa z dotychczasowych. Najważniejsze jednak, że kapryśna aura nie popsuła nastroju żeglarskiego święta.
Krzysztof Romański, 15.07.2025 r.
Nestor polskich kapitanów żaglowców – Ziemowit Barański – powtarza, że jak się długo pływa, to wszystko na morzu musi się przytrafić, i w pozytywnym, i w negatywnym sensie. Podobnie mogą powiedzieć organizatorzy zlotu Baltic Sail w Gdańsku. W niemal 30-letniej historii wydarzenia nie było bowiem jeszcze tak trudnej pogodowo edycji. W cztery letnie dni – od 11 do 14 lipca – aura niezbyt przypominała lato. Deszcze nie dawały o sobie zapomnieć, miejscami nad Gdańskiem przechodziły prawdziwe ulewy, nie rozpieszczała również temperatura. Z uwagi na to, niektóre zaplanowane rejsy żaglowcami trzeba było odwołać. Ale, jak się długo organizuje zloty, to – parafrazując kapitana Barańskiego – wszystko się musi przytrafić.
Na szczęście podczas najbardziej widowiskowego punktu programu – sobotniej parady na Zatoce Gdańskiej – obyło się bez oberwania chmury. Warunki jednak i tak były trudne – wiał silny wiatr, miejscami siąpił deszcz. To musiało przełożyć się na frekwencję jednostek towarzyszących żaglowcom w morskiej defiladzie. Jachtów i motorówek było więc nieco mniej niż zwykle, za to dopisała frekwencja oglądających paradę z brzegu i trzeba przyznać, że byli oni świadkami prawdziwie żeglarskiego spektaklu. Kawalkada w szyku paradnym ruszyła chwilę po godz. 11 z okolic Domu Zdrojowego w Brzeźnie i przedefilowała w bliskiej odległości od molo. Pod żaglami pokazały się m.in. Zawisza Czarny, Tolkien, Joanna Saturna, Libava i Bonawentura. Sympatycy żaglowców z największą ciekawością przyglądali się debiutującym w Gdańsku jednostkom: norweskiej Jossie, niemieckiej Lisette i – przede wszystkim – imponującej Anny von Hamburg – trzymasztowemu szkunerowi z Finlandii, który niedawno został pieczołowicie wyremontowany. Żaglowiec przypomina sylwetką i gabarytami naszego Kapitana Borchardta – również ma stalowy, biały kadłub i podobny takielunek, jednak wyróżnia się drewnianymi masztami, które powstały z drzew wyszukanych w fińskich borach osobiście przez parę armatorów – kapitanów Juhę Pokkę i Jana Rautawaara. Co ciekawe, tym, po czym można było poznać idealny okaz był odpowiedni obwód pnia, który żeglarze mierzyli… własnoręcznie obejmując drzewa.

Dużą popularnością cieszyły się koncerty w ramach festiwalu Szanty pod Żurawiem, choć do komfortowego słuchania muzyki niezbędnym tym razem był zestaw składających się z parasola i kurtki przeciwdeszczowej. Szanty wybrzmiewały również na pokładach żaglowców. W niedzielny wieczór na wodach Zatoki Gdańskiej doszło nawet do spontanicznego jamboree – trzy jednostki: Bryza H, Bonawentura i Tolkien – stanęły w dryfie niemal burta w burtę, a ich pasażerowie wspólnie odśpiewali m.in. utwór „Gdzie ta keja?” Jerzego Porębskiego – artysty, który – przypomnijmy – w ubiegłym roku został patronem głównej sceny Szant pod Żurawiem.
Za rok jubileuszowa, 30. edycja Baltic Sail. Znamy już jej datę. Organizator imprezy – Fundacja Gdańska – postanowił powrócić do sierpniowego terminu, a za tym – mamy nadzieję – powróci też słońce. Żaglowce spędzą na Motławie cztery dni – od 21 do 24 sierpnia 2026 roku.
Krzysztof Romański
15 lipca 2025 r.
Zdjęcie w nagłówku: Aleksandra Skrzypczak