Gulden Leeuw pod żaglami

To zły czas dla żaglowców. Kolejne jednostki wystawione na sprzedaż

Trwa fatalna passa w świecie żaglowców. Do sprzedaży hurtowo trafiają kolejne jednostki: Gulden Leeuw, Thalassa, Atyla – to tylko kilka przykładów. Tak źle w tym wieku jeszcze nie było.

Krzysztof Romański, 10.04.2024 r.

 

Niedawno informowaliśmy o tym, że po bankructwie armatora, w ręce syndyka trafił szwedzki bryg Tre Kronor af Stockholm. Okazuje się jednak, że to nie koniec smutnych informacji z żaglowcowego świata. Na sprzedaż wystawionych zostało 9 żaglowców, głównie holenderskich. Największym z nich jest świetnie znany i lubiany w Polsce Gulden Leeuw. Trzymasztowy szkuner urejony jest w dobrej kondycji, a jego cena wywoławcza to 4,5 mln euro. Statek jest regularnym uczestnikiem regat The Tall Ships Races, wielokrotnie odwiedzał polskie porty – ostatni raz w 2021 roku, kiedy zawinął do Gdyni. Zbudowany w Frederikshavn w latach 1936-37 statek początkowo był motorowcem i pod nazwą Dana służył jako duńska jednostka do badań oceanograficznych. Żaglowcem stał się w latach 2007-2010 za sprawą duetu Holendrów – Roberta Postumy i Arjena Tollnera. Długość całkowita statku to 69,9 metrów. Dobrze nadaję się on zarówno do rejsów pasażerskich, jak i szkoleniowych z młodzieżą. W latach 2014-2020 był zresztą flagową jednostką kanadyjskiego programu Class Afloat.

 

Minerva też na sprzedaż
Minerva na Baltic Sail w Gdańsku
Minerva / fot. Krzysztof Romański

Innym szkunerem, który poszukuje nowego właściciela jest Minerva, która swego czasu skradła szoł podczas Baltic Sail w Gdańsku, gdy postawiła wszystkie żagle na tłocznej Motławie. Jednostka powstała w 1935 roku jako jeden z serii pięciu szkunerów towarowych. Wybudowany w stoczni C. Luhring w Hammelwarden statek wszedł do służby pod nazwą Uwe Ursula. Na początku lat 80. jednostkę wycofano z regularnej żeglugi. Niszczejący statek w 1987 roku został kupiony przez holenderską firmę A La Catre Cruises, która przeprowadziła jego remont i zmieniła nazwę. Nową patronką została Minerva – rzymska bogini sztuki, rzemiosła, mądrości i literatury. Imię statku nie zostało wybrane przez przypadek. Amsterdamska stocznia, w której przeprowadzano remont nazywała się Minerva Shipyard. Był to ostatni remont w historii tej instytucji, dlatego właściciele statku postanowili upamiętnić to wydarzenie poprzez nadanie swojej jednostce nazwy stoczni. Łączna powierzchnia jej 9 żagli to 900 metrów kwadratowych, a całkowita długość to 50,5 metra. Trzymasztowy szkuner jest do nabycia za 1 280 tys. euro.

Polskę na kursie miała też Thalassa, ujmująca obserwatorów galionem z syrenką. Za niebieskokadłubową barkentynę trzeba zapłacić 2,1 mln euro. Statek powstał w 1980 roku w Zaandam jako jednostka rybacka pod nazwą Relinquenda. W 1984 roku, został mocno uszkodzony po uderzeniu we wrak z drugiej wojny światowej. W 1994 roku kupili go Holendrzy: Arnold Hylkema i Henk Stallinga, którzy przebudowali go na żaglowiec, który wiele razy uczestniczył w „tolszipach”. Czy jeszcze kiedyś stanie na starcie regat?

 

Atyla pod młotek
Żaglowiec Atyla na pełnym morzu
Żaglowiec Atyla / fot. Atyla Foundation

Statkiem, którego będzie brakowało na tej imprezie jest też hiszpańska Atyla. Który z sympatyków żaglowców nie zna tego czerwonego szkunera urejonego noszącego na grocie czarny żagiel z wizerunkiem buldoga? Niewielki, lecz dzielny żaglowiec, był autorskim pomysłem Estebana Vicente Jimeneza. Ten hiszpański wizjoner w młodości uprawiał kajakarstwo. Po zakończeniu sportowej kariery poświęcił się żaglom i zapragnął opłynąć świat trasą wyprawy Ferdynanda Magellana i Juana Sebastiana de Elcano. W 1979 roku stworzył projekt jednostki, który zaczął budować własnym sumptem z grupą wolontariuszy. Żaglowiec rósł w głębi lądu – w miejscowości Vinuesa w prowincji Soria, ponad 200 kilometrów od morza. Do produkcji używano okolicznych drzew – jesionów, dębów i sosen, jednak głównym budulcem kadłuba stało się afrykańskie drewno iroko, niezwykle wytrzymałe i odporne na płowienie. Wkrótce grupa przeniosła się do opuszczonego budynku stoczni Eguiguren & Atxurra nad  brzegiem rzeki Lea w baskijskiej miejscowości Lekeitio. 15 maja 1984 roku statek zwodowano i ochrzczono jako Marea Errota na pamiątkę młyna, który stał niedaleko miejsca budowy. W 2012 roku Esteban Jiménez, który wkrótce miał skończyć 60 lat, postanowił przekazać władanie żaglowcem swojemu bratankowi. Urodzony w 1989 roku Rodrigo de la Serna od dzieciństwa wakacje spędzał u wuja na statku. Znał go jak własną kieszeń, żeglowanie miał we krwi, a spore już doświadczenie poparł wykształceniem (uzyskał dyplom kapitana). Młody armator zaznaczył przejęcie sterów nad statkiem zmianą jego nazwy. Chciał czegoś brzmiącego łatwo w każdym języku. Najlepsze rozwiązanie odnalazł w domu. Miał je u swoich stóp. Atila to imię, które w jego rodzinie nadawano psom. Buldoga francuskiego, który tak się wabił, posiadał też wujek Esteban. A że był już statek o nazwie Atila, „i” zamieniono na „y”, i tak Marea Errota stała się Atylą. W ostatnich dekadach statek stał się znany każdemu bywalcowi regat The Tall Ships Races. Entuzjastyczna, międzynarodowa załoga podbiła też serca mieszkańców Szczecina, dokąd żaglowiec przybył w 2021 roku na zlot Żagle (pisaliśmy o tym tutaj). Cena wywoławcza hiszpańskiego szkunera to 800 tys. euro.

 

Jakie żaglowce jeszcze mogą zmienić właściciela?

Nowych armatorów poszukują również:

  • holenderski Atlantis, barkentyna z 1906 roku, którą w latach 1986-87 dowodził Krzysztof Baranowski (dostępny za 2 mln funtów),
  • dwumasztowy szkuner o czerwonej barwie kadłuba Eldorado,
  • holenderski 47-metrowy szkuner urejony Swansborough, wybudowany w 1907 roku (cena wywoławcza 680 tys. euro),
  • niemal 42-metrowy, dwumasztowy szkuner urejony z Amsterdamu J.R Tolkien (cena to 1,6 mln euro),
  • belgijska barkentyna Marjorie (cena to 940 tys. funtów),
  • trzymasztowy portugalski szkuner o długości 35 metrów Leao Holandes (cena to 300 tys. euro).

Co spowodowało aż taki wysyp ofert? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, bo każdy przypadek jest nieco inny. Czasami powody są osobiste, np. gdy właściciel wchodzi w wiek senioralny i specyficzny i – nie ukrywajmy, niełatwy – armatorski tryb życia zaczyna być ciężarem. Często jednak największą rolę odgrywają finanse. Generalnie już w czasach koronawirusa holenderscy armatorzy alarmowali, że na dłuższą metę bez wsparcia publicznego sobie nie poradzą. Uzasadniali, że są częścią holenderskiego historycznego dziedzictwa. Początkowo chodziło o dopłaty za czas, w trakcie którego z pandemicznych przyczyn pływanie nie było możliwe, lecz później – już po zniesieniu restrykcji – biznes długo się odbudowywał i wciąż nie powrócił do przedpandemicznego poziomu. A koszty eksploatacyjne stale rosną wraz z ogólnym wzrostem cen towarów i usług. Cóż, nie pozostaje nic innego jak mieć nadzieję, że wszystkie z wymienionych jednostek szybko trafią w dobre ręce i będą kontynuować żeglugę.

 

Krzysztof Romański

10 kwietnia 2024 r.
Zdjęcie w nagłówku: Class Afloat

 

Dodaj komentarz